czwartek, 11 czerwca 2015

Po siódme nie kradnij, czyli wiara czyni cuda...

- Dzień dobry - powiedział prokurator, proszę usiąść.
- Szczęść Boże - odpowiedziała kobieta siadając niezręcznie na krzesełku. Zresztą trudno się dziwić jej niezdarności. Ciężko jest siadać z gracją, kiedy ma się skute ręce. Prokurator to zauważył i wzrokiem polecił policjantowi, który przyprowadził kobietę zdjęcie jej kajdanek.
- Imię, nazwisko, data i miejsce urodzenia, stan cywilny...
Dane personalne znalazły się szybko na ekranie laptopa. Po wklepaniu „panna” prokurator rzucił okiem na kobietę. Całkiem niebrzydka, zadbana, dyskretny makijaż maskował drobniutką sieć zmarszczek w kącikach oczu. Nie wygląda na te 50 lat - pomyślał.
- Miejsce pracy - kontynuował, chociaż doskonale wiedział.
Jednak kiedy padła odpowiedź - Ministerstwo Sprawiedliwości - poczuł się trochę nieswojo. To mój pierwszy „klient” stamtąd, pomyślał i ponownie rzucił okiem na kobietę. Jakoś, mimo kilku lat samodzielnego prowadzenie spraw, nie mógł czasem zrozumieć motywów działania swoich podejrzanych. Bo przecież jako pracownica ministerstwa zarabiała całkiem dobrze, nawet jak na warunki stolicy.
- Jest pani oskarżona z art. 230 i 230a kodeksu karnego to jest o płatną protekcję. Jest pani oskarżona o to, że powołując się na znajomości w swoim miejscu pracy może pani pomóc załatwić rewir komornikowi, pozytywnie załatwić odwołanie od wyników egzaminów na aplikacje itd... Proceder ten objął 22 osoby w ciągu ostatniego roku. Zeznania tych osób znajdują się w segregatorze i może się pani z nimi zapoznać.
- Nigdy nie powiedziałem, że mam jakiekolwiek znajomości w jakimkolwiek ministerstwie! - powiedziała dobitnie kobieta. - Mówiłam tylko, że jestem w stanie pomóc załatwić pewne sprawy, nigdy nie mówiłam jak i zawsze zaznaczałam, że wszystko w rękach Boga! I proszę zaznaczyć, że prawie połowie osób, które pan wyczytał, oddałam co do złotówki pieniądze.
- Rzeczywiście. Zawsze oddawała pani pieniądze, jeśli sprawy nie udało się pani załatwić - rzucił prokurator - ale w siedniu sprawach jednak wzięła pani pieniądze. Z kim się pani nimi dzieliła?
- Z nikim! Połowę zostawiałam sobie a połowę oddawałam Panu Bogu!
- Jak! - krzyknął całkiem zbity z tropu prokurator.
- Zwyczajnie, do skarbonki w kościele, zawsze w innym, żeby było sprawiedliwie.
- Ale dlaczego?
- Jest pan prokuratorem a nie rozumie tak podstawowych rzeczy? Przecież to oczywiste. Kiedy wymodliłam u Pana Boga pozytywne załatwienie sprawy to chyba wypadałoby się z nim podzielić gratyfikacją? A kiedy Pan Bóg stwierdził, że nie chce albo nie może pomóc, to i moja modlitwa nic nie pomogła. Więc trzeba było oddać pieniądze. Uczciwość tego wymaga. Prawda?
- I co ja mam z panią zrobić? - bardziej siebie, niż kobietę zapytał prokurator zaskoczony takim tokiem rozumowania.
- Wypuścić i przeprosić. To chyba oczywiste? Przecież z Panem Bogiem pan nie wygra a w TV Trwam leci cykl o współczesnych, polskich męczennikach za wiarę. Naprawdę chce pan, byśmy wspólnie w nim wystąpili? A zresztą jeśli jakikolwiek sąd skarze mnie za moją wiarę i przekonania, to mój prezydent i tak mnie ułaskawi...




Brak komentarzy: