- Dzień dobry - powiedział
prokurator, proszę usiąść.
- Szczęść Boże - odpowiedziała
kobieta siadając niezręcznie na krzesełku. Zresztą trudno się
dziwić jej niezdarności. Ciężko jest siadać z gracją, kiedy ma
się skute ręce. Prokurator to zauważył i wzrokiem polecił
policjantowi, który przyprowadził kobietę zdjęcie jej kajdanek.
- Imię, nazwisko, data i miejsce
urodzenia, stan cywilny...
Dane personalne znalazły
się szybko na ekranie laptopa. Po wklepaniu „panna” prokurator
rzucił okiem na kobietę. Całkiem niebrzydka, zadbana, dyskretny
makijaż maskował drobniutką sieć zmarszczek w kącikach oczu. Nie
wygląda na te 50 lat - pomyślał.
- Miejsce pracy -
kontynuował, chociaż doskonale wiedział.
Jednak kiedy padła
odpowiedź - Ministerstwo Sprawiedliwości - poczuł się trochę
nieswojo. To mój pierwszy „klient” stamtąd, pomyślał i
ponownie rzucił okiem na kobietę. Jakoś, mimo kilku lat
samodzielnego prowadzenie spraw, nie mógł czasem zrozumieć motywów
działania swoich podejrzanych. Bo przecież jako pracownica
ministerstwa zarabiała całkiem dobrze, nawet jak na warunki
stolicy.
- Jest pani oskarżona z
art. 230 i 230a kodeksu karnego to jest o płatną protekcję. Jest
pani oskarżona o to, że powołując się na znajomości w swoim
miejscu pracy może pani pomóc załatwić rewir komornikowi,
pozytywnie załatwić odwołanie od wyników egzaminów na aplikacje
itd... Proceder ten objął 22 osoby w ciągu ostatniego roku.
Zeznania tych osób znajdują się w segregatorze i może się pani
z nimi zapoznać.
- Nigdy nie powiedziałem,
że mam jakiekolwiek znajomości w jakimkolwiek ministerstwie! -
powiedziała dobitnie kobieta. - Mówiłam tylko, że jestem w
stanie pomóc załatwić pewne sprawy, nigdy nie mówiłam jak i
zawsze zaznaczałam, że wszystko w rękach Boga! I proszę
zaznaczyć, że prawie połowie osób, które pan wyczytał, oddałam
co do złotówki pieniądze.
- Rzeczywiście. Zawsze
oddawała pani pieniądze, jeśli sprawy nie udało się pani
załatwić - rzucił prokurator - ale w siedniu sprawach jednak wzięła
pani pieniądze. Z kim się pani nimi dzieliła?
- Z nikim! Połowę
zostawiałam sobie a połowę oddawałam Panu Bogu!
- Jak! - krzyknął
całkiem zbity z tropu prokurator.
- Zwyczajnie, do
skarbonki w kościele, zawsze w innym, żeby było sprawiedliwie.
- Ale dlaczego?
- Jest pan prokuratorem a
nie rozumie tak podstawowych rzeczy? Przecież to oczywiste. Kiedy
wymodliłam u Pana Boga pozytywne załatwienie sprawy to chyba
wypadałoby się z nim podzielić gratyfikacją? A kiedy Pan Bóg
stwierdził, że nie chce albo nie może pomóc, to i moja modlitwa
nic nie pomogła. Więc trzeba było oddać pieniądze. Uczciwość
tego wymaga. Prawda?
- I co ja mam z panią
zrobić? - bardziej siebie, niż kobietę zapytał prokurator
zaskoczony takim tokiem rozumowania.
- Wypuścić i
przeprosić. To chyba oczywiste? Przecież z Panem Bogiem pan nie
wygra a w TV Trwam leci cykl o współczesnych, polskich
męczennikach za wiarę. Naprawdę chce pan, byśmy wspólnie w nim
wystąpili? A zresztą jeśli jakikolwiek sąd skarze mnie za moją
wiarę i przekonania, to mój prezydent i tak mnie ułaskawi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz