sobota, 27 czerwca 2015

Józef K czyli rzecz o podatkach



Walenie do drzwi obudziło mnie w środku nocy. To znaczy myślałem, że to środek nocy, dopóki nie otworzyłem oczu. A nie chciałem ich otworzyć, bo miałem jakąś nadzieję, że to ciągle sen.
Agnieszka oczywiście już nie spała i kiedy usłyszałem jej „wstawaj”, wiedziałem, że coś się stało. 
Nim jednak otworzyłem oczy, usłyszałem męski głos.
- Pan Józef K?
- Co?
- Gówno.
- Nie! - krzyknąłem, siadając na łóżku - jestem Zbigniew Z!
- Akurat. Proszę wstać, ubrać się i nie robić problemów. Po co? A pani przygotuje co tam trzeba na kilka dni nieobecności. Bo raczej będzie trzeba go odwiedzać.
- Ale o co chodzi? - zapytałem jak chyba miliony ludzi przede mną, wyciągnięte wcześnie rano z łóżka przez umundurowanych facetów.
Stałem w gatkach na bosaka przed facetem ubranym po cywilnemu. Że jest z policji świadczyła niezbicie blacha włożona okładką do kieszeni koszuli. Dwóch ubranych w czarne uniformy olbrzymów z żółtym napisem „Policja” nie zostawiało wątpliwości, że to nie może być pomyłka. Tylko to była pomyłka. „Moja żona miała na drugie Pomyłka.” - przypomniałem sobie nie wiedzieć po co cytat z „Kilera”. Ale kim był jeszcze jeden facet po cywilnemu, nie wiedziałem.
- Jest pan zatrzymany na polecenie prokuratora w związku z podejrzeniem o przestępstwo skarbowe polegające na unikaniu płacenia podatków. Andrzej, możesz sprawdzać.
Drugi facet po cywilnemu poszedł do kuchni. Słyszałem jak otwiera szafkę pod zlewem i wyciąga kosz na śmieci. Zaszurało, więc na podłogę wysypał frakcję suchą. Kiedy się ubierałem, słyszałem jak czegoś szuka.
- Czego pan szuka? - zapytała Agnieszka.
- Paragonów, metek, potwierdzeń płatności...
- Tu w koszyczku! - krzyknąłem do faceta w kuchni. A temu, który stał przy mnie wskazałem palcem na koszyczek, stojący na regale przy łóżku.
- O! dziękuję! - powiedział - pomoc i przyznanie się na pewno ci pomogą!
Facet z kuchni zostawił śmieci i podszedł do nas. Zawartość koszyczka wysypał na stolik i zaczął segregować.
- Świetnie - powiedział po kilku minutach - cały rok i nawet trochę więcej! Tego szukaliśmy.
- Jest pan zatrzymany - znów wrócił do „pan” - proszę założyć buty i idzie pan z nami.
- Skuwamy? - zapytał jeden z mundurowych.
- Nie ma potrzeby, prawda? - zapytał mnie „mój” cywil.
- Prawda - powiedziałem.

***

- Imię, nazwisko, adres, miejsce pracy.
Podałem dane.
- To nie jest pan Józefem K?
- No nie, przecież mówiłem wczoraj temu, co mnie z domu wyciągnął.
- Nie wyciągnął tylko zatrzymał i doprowadził - poprawił mnie prokurator cały czas wklepując moje dane do komputera.
- Jest pan oskarżony o unikanie opodatkowania, to jest o złamanie paragrafu 1224 kodeksu karnego podatkowego.
- Co to? Ja przecież płacę podatki.
- Tak, ale za mało - podniósł z biurka kodeks i po otworzeniu w miejscu włożenia zakładki zaczął czytać - „Kto prowadząc przedsiębiorstwo lub nim kierując  zawiera transakcje mające na celu unikanie podatków bądź płacenie niższych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5 oraz grzywnie w wysokości niezapłaconego podatku powiększonego o 50 do 200 procent”.
- Ale ja nie prowadzę przedsiębiorstwa!
- Ale patrząc po rachunkach jest pan przedsiębiorczy. Wiedział pan gdzie jechać, gdzie kupić taniej, bo promocja czy wyprzedaż. Prawda?
- Ale...
- Nie ma ale. Gdyby kupił pan te rzeczy, na które znaleźliśmy paragony i metki w normalnych sklepach za ich prawidłową wartość, to zapłaciłby pan ponad pięć tysięcy więcej. I wzbogacił budżet o dokładnie 1230 zł.
- Ale...
- Ale zamiast wzbogacić, to pan zubożył.
- Ale... Nie wiem co, ale... Ale - przypomniałem sobie - przecież każdy tak robi! Pan pewnie też kupuje bułki tam, gdzie tańsze!
- Ale ja nie patrzę na to czy są tańsze, tylko na to, czy są lepsze! A tańsze może są, tylko tańsze przy okazji - mrugnął do mnie znacząco okiem.

***

- Proszę przeczytać i podpisać - polecił mi następnego dnia.
- Ale ja nie jestem Józef K! Jestem Zbigniew Z.
- Proszę przeczytać do końca i podpisać a na końcu wpiszemy uwagi.
- Przeczytałem, chciałbym tylko wnieść zastrzeżenie, że nie nazywam się Józef K!
- Jeśli wniesie pan uwagi, to będziemy musieli je wyjaśniać a to trochę potrwa no i nie będzie pan mógł dobrowolnie poddać się karze. Dziś pan też nie wyjdzie i do pracy trzeba będzie donieść o zatrzymaniu. A na tym chyba panu nie zależy? Warunki są chyba do zaakceptowania, są pod protokołem, proszę rzucić okiem.
Rzuciłem. Rzuciłem i wiedziałem, że mogę być Józefem K., Józefem G, a nawet B. Mogę być Józefem na dowolną literę.
Bo od góry kartki był wniosek o areszt na kolejne 6 miesięcy a w połowie wniosek o dobrowolne poddanie się karze.
„ Ja, Józef K. przyznaję się do zarzucanych mi czynów w całości i proszę o karę grzywny w wysokości 1230 zł powiększonych o 50% odsetek karnych”

Podpisałem Józef K. Lublin, 31 czerwca 2016 r.

Aaaa... jeszcze rachunek tu jest numer konta, można wpłacić też w kasie.
Spojrzałem:
1.     koszt zatrzymania i rewizji – 4 osoby – 6.000 zł
2.     koszt aresztu – 2 doby – 5000 zł
3.     koszt postępowania i czynności prokuratorskich – 10000 zł

- To to jest płatne? A moje podatki? - zapytałem jak ostatni głupek.
- A trzeba było je płacić. Przecież nie będziemy pracować za darmo - odpowiedział prokurator - zresztą chyba pan nie może narzekać. Zatrzymanie w sobotę na dwie doby, dziś pan jeszcze zdąży do pracy. Na 9.00? To możemy podwieźć. Gratis.
- Nie, dziękuję, pójdę pieszo.
- Nie ma za co i do zobaczenia.

  ***

- Nie może braknąć pieniędzy dla najuboższych! - grzmiała w radio premier Szydło - a jeśli braknie, to my je znajdziemy! Znajdziemy w kieszeniach zagranicznych koncernów, bankierów a i rodzimych złodziei! My dotrzymamy naszych wyborczych obietnic!


1 komentarz:

Pistacjowy Kosmita pisze...

Udało mi się jakoś stłumić okrzyk rozpaczy. I przerażenia. Matko Bosko, za co?