Walenie do drzwi obudziło
mnie w środku nocy. To znaczy myślałem, że to środek nocy, dopóki nie
otworzyłem oczu. A nie chciałem ich otworzyć, bo miałem jakąś nadzieję, że to
ciągle sen.
Agnieszka oczywiście już nie
spała i kiedy usłyszałem jej „wstawaj”, wiedziałem, że coś się stało.
Nim jednak otworzyłem oczy,
usłyszałem męski głos.
- Pan Józef K?
- Co?
- Gówno.
- Nie! - krzyknąłem, siadając
na łóżku - jestem Zbigniew Z!
- Akurat. Proszę wstać, ubrać
się i nie robić problemów. Po co? A pani przygotuje co tam trzeba na kilka dni
nieobecności. Bo raczej będzie trzeba go odwiedzać.
- Ale o co chodzi? -
zapytałem jak chyba miliony ludzi przede mną, wyciągnięte wcześnie rano z łóżka
przez umundurowanych facetów.
Stałem w gatkach na bosaka
przed facetem ubranym po cywilnemu. Że jest z policji świadczyła niezbicie
blacha włożona okładką do kieszeni koszuli. Dwóch ubranych w czarne uniformy
olbrzymów z żółtym napisem „Policja” nie zostawiało wątpliwości, że to nie może
być pomyłka. Tylko to była pomyłka. „Moja żona miała na drugie Pomyłka.” -
przypomniałem sobie nie wiedzieć po co cytat z „Kilera”. Ale kim był jeszcze
jeden facet po cywilnemu, nie wiedziałem.
- Jest pan zatrzymany na
polecenie prokuratora w związku z podejrzeniem o przestępstwo skarbowe polegające
na unikaniu płacenia podatków. Andrzej, możesz sprawdzać.
Drugi facet po cywilnemu
poszedł do kuchni. Słyszałem jak otwiera szafkę pod zlewem i wyciąga kosz na
śmieci. Zaszurało, więc na podłogę wysypał frakcję suchą. Kiedy się ubierałem,
słyszałem jak czegoś szuka.
- Czego pan szuka? - zapytała
Agnieszka.
- Paragonów, metek,
potwierdzeń płatności...
- Tu w koszyczku! -
krzyknąłem do faceta w kuchni. A temu, który stał przy mnie wskazałem palcem na
koszyczek, stojący na regale przy łóżku.
- O! dziękuję! - powiedział -
pomoc i przyznanie się na pewno ci pomogą!
Facet z kuchni zostawił
śmieci i podszedł do nas. Zawartość koszyczka wysypał na stolik i zaczął
segregować.
- Świetnie - powiedział po
kilku minutach - cały rok i nawet trochę więcej! Tego szukaliśmy.
- Jest pan zatrzymany - znów
wrócił do „pan” - proszę założyć buty i idzie pan z nami.
- Skuwamy? - zapytał jeden z
mundurowych.
- Nie ma potrzeby, prawda? -
zapytał mnie „mój” cywil.
- Prawda - powiedziałem.
***
- Imię, nazwisko, adres, miejsce
pracy.
Podałem dane.
- To nie jest pan Józefem K?
- No nie, przecież mówiłem
wczoraj temu, co mnie z domu wyciągnął.
- Nie wyciągnął tylko
zatrzymał i doprowadził - poprawił mnie prokurator cały czas wklepując moje
dane do komputera.
- Jest pan oskarżony o
unikanie opodatkowania, to jest o złamanie paragrafu 1224 kodeksu karnego
podatkowego.
- Co to? Ja przecież płacę
podatki.
- Tak, ale za mało - podniósł
z biurka kodeks i po otworzeniu w miejscu włożenia zakładki zaczął czytać -
„Kto prowadząc przedsiębiorstwo lub nim kierując zawiera transakcje mające na celu unikanie
podatków bądź płacenie niższych, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5
oraz grzywnie w wysokości niezapłaconego podatku powiększonego o 50 do 200
procent”.
- Ale ja nie prowadzę
przedsiębiorstwa!
- Ale patrząc po rachunkach
jest pan przedsiębiorczy. Wiedział pan gdzie jechać, gdzie kupić taniej, bo
promocja czy wyprzedaż. Prawda?
- Ale...
- Nie ma ale. Gdyby kupił pan
te rzeczy, na które znaleźliśmy paragony i metki w normalnych sklepach za ich
prawidłową wartość, to zapłaciłby pan ponad pięć tysięcy więcej. I wzbogacił
budżet o dokładnie 1230 zł.
- Ale...
- Ale zamiast wzbogacić, to
pan zubożył.
- Ale... Nie wiem co, ale...
Ale - przypomniałem sobie - przecież każdy tak robi! Pan pewnie też kupuje
bułki tam, gdzie tańsze!
- Ale ja nie patrzę na to czy
są tańsze, tylko na to, czy są lepsze! A tańsze może są, tylko tańsze przy
okazji - mrugnął do mnie znacząco okiem.
***
- Proszę przeczytać i
podpisać - polecił mi następnego dnia.
- Ale ja nie jestem Józef K!
Jestem Zbigniew Z.
- Proszę przeczytać do końca
i podpisać a na końcu wpiszemy uwagi.
- Przeczytałem, chciałbym
tylko wnieść zastrzeżenie, że nie nazywam się Józef K!
- Jeśli wniesie pan uwagi, to
będziemy musieli je wyjaśniać a to trochę potrwa no i nie będzie pan mógł
dobrowolnie poddać się karze. Dziś pan też nie wyjdzie i do pracy trzeba będzie
donieść o zatrzymaniu. A na tym chyba panu nie zależy? Warunki są chyba do
zaakceptowania, są pod protokołem, proszę rzucić okiem.
Rzuciłem. Rzuciłem i
wiedziałem, że mogę być Józefem K., Józefem G, a nawet B. Mogę być Józefem na
dowolną literę.
Bo od góry kartki był wniosek
o areszt na kolejne 6 miesięcy a w połowie wniosek o dobrowolne poddanie się
karze.
„ Ja, Józef K. przyznaję się
do zarzucanych mi czynów w całości i proszę o karę grzywny w wysokości 1230 zł
powiększonych o 50% odsetek karnych”
Podpisałem Józef K. Lublin,
31 czerwca 2016 r.
Aaaa... jeszcze rachunek tu
jest numer konta, można wpłacić też w kasie.
Spojrzałem:
1.
koszt zatrzymania
i rewizji – 4 osoby – 6.000 zł
2.
koszt aresztu – 2
doby – 5000 zł
3.
koszt
postępowania i czynności prokuratorskich – 10000 zł
- To to jest płatne? A moje
podatki? - zapytałem jak ostatni głupek.
- A trzeba było je płacić.
Przecież nie będziemy pracować za darmo - odpowiedział prokurator - zresztą
chyba pan nie może narzekać. Zatrzymanie w sobotę na dwie doby, dziś pan
jeszcze zdąży do pracy. Na 9.00? To możemy podwieźć. Gratis.
- Nie, dziękuję, pójdę
pieszo.
- Nie ma za co i do
zobaczenia.
***
- Nie może braknąć pieniędzy
dla najuboższych! - grzmiała w radio premier Szydło - a jeśli braknie, to my je
znajdziemy! Znajdziemy w kieszeniach zagranicznych koncernów, bankierów a i
rodzimych złodziei! My dotrzymamy naszych wyborczych obietnic!
1 komentarz:
Udało mi się jakoś stłumić okrzyk rozpaczy. I przerażenia. Matko Bosko, za co?
Prześlij komentarz