wtorek, 12 kwietnia 2011

La rossa, la dotta, na grassa… Jednym słowem Bolonia!

Są miasta, które kocha się od pierwszego wejrzenia. Miłością czystą, szczerą i młodzieńczą, (więc naiwną). Pokochałem Bolonię od pierwszego wejrzenia. Może dlatego, że sporo wysiłku kosztowało mnie jej „zdobycie”.

La rossa…
I to nie wyłącznie z powodu dominującej czerwieni ceglanych ścian. Mimo podporządkowania (od początku XVI w.) pod Państwo Kościelne, Bolonia zawsze byłą i jest do dziś chyba najbardziej antyklerykalnym miastem Włoch. Od 1945 nieprzerwanie do dziś władzę w mieście sprawują komuniści/socjaliści (dziś bardziej różowi niż czerwoni). W Bolonii właśnie jedną z głównych ulic jest Viale Ilic Uljanov Lenin.





La dotta…
To właśnie w Bolonii został założony najstarszy uniwersytet Europy (może nawet świata) – 1088 r. Tutaj studiowali lub byli blisko związani Dante Alighieri, Francesco Petrarca, Giovanni Pico della Mirandola, Albrecht Dürer, Luigi Galvani, Umberto Eco, Romano Prodi, Pierluigi Collina. Oraz oczywiście Jarosław Bogoria ze Skotnik i Mikołaj Kopernik.








La grassa…
Kuchnia bez parmezanu, spaghetti bez sosu bolognese…? Znlazłem w Bolonii kawiarnię. Włoska kawa podana zmęczonemu turyście w takim miejscu działa cuda. Dziś już nie pamiętam, czy bardziej cudowna była kawiarnia, czy kawa…







3 komentarze:

Kwoka pisze...

Bardzo interesujący blog, co właśnie przed chwilą stwierdziłam, kierując się linkiem ( jak to przecież często bywa na blogspocie ). Pozdrawiam Autora ! :)

Zbyszek pisze...

:-)
Witam i zapraszam do czytania, oglądania i komentowania.

agus pisze...

A ta pizza to w Bolonii? :> :P