niedziela, 4 października 2009

Prometeusz dowcipny, czyli koniec świata

W kwietniu Kaukaz był jeszcze zakopany pod śniegiem. Jednak w dzień pod promieniami coraz mocniej świecącego słońca, wschodnie i południowe stoki zamieniały się już w niewielkie wodospady. Ale w nocy wracał kilkunastostopniowy mróz i skuwał niewielkie potoki i przełomy w bajkowe, szklane, nierealne formy.
Dzisiaj kwietniowe, poranne słońce zaczynało znów topić czapy śniegu na wschodnim stoku Kazbeku. Stróżki wody, wypływające spod śniegu łączyły się i spływały niżej, by większymi potokami zasilać maleńki staw, który powstał w głębokiej rozpadlinie.
To właśnie w tym stawiku Promek zauważył dziś odbicie ptaka zawieszonego na niebie. Musiał krążyć naprawdę bardzo wysoko. Nad Kazbekiem nie latały zwykłe ptaki.
- Wierny niczym żona albo weksel. Pomyślał Promek. Nie pamiętał od ilu lat się spotykali. Dzień w dzień, a właściwie ranek w ranek. Bez względu na pogodę, porę roku, święto na Olimpie czy wojnę na ziemi. Przez ileś tam tysięcy lat próbował zliczyć te zimy. Po którejś jednak przestał, bo już nie był pewny obliczeń. Wiedział, że ptaszysko mogłoby mu pomóc, ale nie chciał pytać wprost, wolał je dziś podrażnić.
Kondor kręcąc coraz mniejsze okręgi powoli zniżał lot, aż usiadł na ostrym występie bordowo-szarej, granitowej skały. Wulkan, który ją kiedyś urodził był starszy, niż wszyscy bogowie olimpijscy razem wzięci dodając nawet Kronosa. Może tak stary jak sam Uranos?
- Uważaj se, bo sęp nóżki pokaleczysz – rzucił Promek.
- A ty bardziej dbaj o swoje bebechy niż o moje nóżki – odcięła się Etonka.
- Ja tak prawie z miłości, w końcu jak się pokaleczysz, to cię Stary wyśle na przymusowe leczenie i znów mi w zastępstwie przyśle tego głąba, twojego brata..
- Ty Promek uważaj, co mówisz. Może i głąb, ale to w końcu mój brat.. Nawet po tatusiu imię nosi. Niestety albo stety. A z głupków też bywają korzyści – choćby z takiego Epitemka. Pamiętasz go jeszcze?
Jak mógł nie pamiętać swojego głupiego brata? Poznał nawet panią Dorę.
- Dla jednego z Epimetka korzyść a dla innych pech… A co do tatusia – wielki był z niego sęp i stary. Ale wiek mędrcem nie czyni. Z resztą widział kto mądrego sępa? Nawet Herakles tak się śmiał, że dwa razy w jaśnietatusia spudłował, nim go w końcu wypchał. Choć sam bystrością nie grzeszył.
- Eton nie był sępem tylko kondorem! Kto jak kto, ale ty powinieneś pamiętać jego rodziców a pewnie i dziadów.
Pamiętał i rodziców i dziadów.
- Tiaa, teraz się czepiasz mojego wieku? Weź się lepiej do śniadanka. Smacznego. Ale najpierw się może przywitasz oficjalnie i odczytasz mi wyrok Starego.
- Znasz to na pamięć.
- No to co? Rwanie bez wyroku? Nie dam się!
- Wiesz co Promek, nawet bym ci dziś darowała, zgaga mnie męczy, ale Stary… Nie wiem skąd, ale cholera on wszystko wie. Chyba ten Srelmes mu donosi.
- Ty uważaj, co mówisz. Dla kogo Srelmes to Srelmes. Cała twoja sępia rodzina razem wzięta nie lata lepiej od niego.
- Ty bronisz kabla? Z resztą, czego się spodziewać po złodzieju – zaśmiała się swoim kondorzym śmiechem, przypominającym krakanie. – A jak jeszcze raz nazwiesz mnie sępem, to nie tylko po wątrobie i śledzionie cię połaskoczę, ale o trzustkę zahaczę.
- Wiesz co Atenka (wiedział, że to przejęzyczenie ją połaskocze po kryzie z kasztanowych piór na końcu szyi), strasz sobie braciszka, a przy wątrobie zadław się woreczkiem żółciowym. Wam, katom, tylko czynić swoją powinność!
- Ha, ha do wątroby zdążyłeś się przyzwyczaić? Najpierw 30 lat, teraz…
- Mam cię – pomyślał z triumfem Promek – bez pytania zaraz się dowiem ile mi jeszcze zostało tego wiszenia!
… ile to już lat odkąd wisisz ponownie i pozbywasz się dodatkowo śledzionki? A trzustka byłaby jakimś novum? Spróbujemy? Chyba się mimo wszystko trochę tu nudzisz?
- Ta jest cwana i nauczyła się łaciny przez te lata – pomyślał. Z tamtym głupkiem by się udało. Ale co tam, może później się wysypie albo jutro się uda. – Dobra sępie, bierz się do dzieła, bo śniadanko stygnie.
Mimo wszystko tę część spotkania wolał mieć już za sobą. Do codziennego wyszarpywania wątroby zdążył się przyzwyczaić, ale do wątroby i śledziony jeszcze nie przywykł. W końcu to pierwsze znosił kiedyś przez 30 lat, jednak teraz Stary przykuł go ponownie, a do wątroby dołożył śledzionę i kazał dokończyć wcześniejszą karę. Poczekał tylko, aż Dejanira wykończy Heraklesa.
- Nie stygnie, a się podgrzewa. Zaraz słoneczko wejdzie wyżej. Ja mam czas, ty też raczej się nigdzie nie spieszysz?
Co by nie powiedzieć, była inteligentna. Złośliwa i inteligentna. Czknęła.
- Jak przestaniesz nazywać mnie sępem, to tylko ci przetnę skórę na brzuchu. Ale ty wrzeszcz w niebogłosy. Niech Srelmes słyszy.
No tak, pomyślał, coś z nią nie w porządku. Popatrzył na nią uważniej. Naga skóra na głowie i szyi była dziś mocno zaczerwieniona. Lśniące, czarne pióra dziś były matowe i jakby miejscami poprzycierane. Białe zakończenia lotek zszarzały. Etonka była dziś jakaś inna, nieświeża. Promek nie wiedział, czy bardziej jej współczuje, czy bardziej się cieszy.
Tylko z nią mógł porozmawiać, w bystrości nie ustępowała nawet Atenie. Swoje zadanie wykonywała delikatnie i szybko. Była narzędziem, ale i jednocześnie katem. Gdyby był wolny, mógłby się z nią nawet zaprzyjaźnić. Na swój sposób przyjaźnili się nawet teraz.
- Mam syndrom sztokholmski? Jasna cholera – pomyślał. - Ty Etonka jesteś dziś dziwna. Zakochana? – strzelił.
- A ty głupi jak zwykle. Przejadłam się wczoraj. Przejadam się z resztą codziennie. Nie dość, że Stary dołożył śledzionę, to masz jeszcze powiększoną wątrobę. Musiałeś tyle chlać na przepustce?
- Nie planowałem powrotu – rzucił.
- A wczoraj byłam na imprezie - kontynuowała. Kichy nie chodzą w parze z ambrozją i nektarem. Zgaga mnie męczy.
- Dobra, tnij, ale powiedz najpierw, co to za okazja była, że i ciebie zaprosili. Zeus to wyjątkowy kutwa.
- Dziś jest 20.12.2012. powinnam ci wyrwać kichy po raz 10950000!
- Rwij, rwij szybko! Nareszcie! – wykrzyknął dobroczyńca ludzkości – Rwij uczciwie! Jak się Stary, nie daj bóg, dowie, że odwalasz fuszerkę, to ciebie za skrzydełka przybije tu obok, a mnie dołoży z 1000 lat ekstra.
- Nie bój się Promek. Nie przybije i nie dołoży. Nie zdąży…
- A to dlaczego?
- Jam kondor, przepowiednie Majów znam!
Znów się zaśmiała i ukłuła go delikatnie w brzuch.

8 komentarzy:

slawkas pisze...

Pośmiałem się na dobranoc, dzięki.
Błądków nie bedę wytykał, to i tak fajne jest.

Zbyszek pisze...

I temu ten tekscik ma służyć :-)
A co do błędów - dawaj :-) Chętnie je przedyskutuję :-)

slawkas pisze...

OK:
se - sęp, powinno być na odwrót. Chyba, że miało być tak wyszukane jak jest:)
Przytaczany syndrom nazywa się sztokholmski.
Kondor jest ptakiem górskim z Andów, nie występuje na Jukatanie. Nie wyklucza to, że może znać przepowiednie Majów, ale to raczej wynik ogólnego ogarnięcia a nie pochodzenia, na które się powołuje... Zresztą sępy też nie występują w środkowoamerykańkiej dżungli :)

Zbyszek pisze...

:-)
Syndrom poprawiony.
Se - sęp - zamierzone.
Co do kondora i sępa - całe zamieszanie z ptakami jest zamierzone. W opisanej mitologii greckiej nie ma jednoznacznie potwierdzonego gatunku ptaszyska - jedne mity mówią, że to sęp, inne, że orzeł (podając imię orła - Ethon). Ja wprowadziłem sępa. Akcji nie przeniosłem w Andy, dalej dzieje się na Kaukazie. To także zamierzone.

Dzięki za uwagi :-)

slawkas pisze...

Ja wiem, gdzie był przykuty Prometeusz :))
Chodzi o to, że kondory (BTW, to nie są orły) żyją w Andach i jeśli już to mają związki z Inkami. Dlatego nie dostrzegłem związku w powoływaniu się na znajomość z Majami tylko z tego powodu, że jest się kondorem :)

Zbyszek pisze...

Ja wiem, że Ty wiesz :-)
Mam nadzieję, że Ty wiesz, że ja wiem, że kondory to Andy (czasem Góry Skaliste), Andy to Inka. Orły zaś to prawie cały świat.
A co do mojej mitologicznej kondorzycy - skoro los (fatum) pchnął jej rodzinę z jednego końca świata nad drugi,to może o majowskim końcu świata nasłuchała się od tatusia, który to dowiedział się podczas międzylądowania?:D Albo coś tam do niej doszło na uczcie - kondor wszak to mądry ptak :-)

Aga pisze...

Kiedy będzie nowy post ?

Beata pisze...

Czekaj Aga, to bardzo ciekawe, "co poeta miał na myśli" :)